Meta

Wciągająca Gra - Rozdział 3

Rozdział 3

Nie bądź głupia


Edytka przemierzała pięknie wykończone uliczki. Równiutko ułożone kamyczki na ziemi połyskiwały w pełnym słońcu. Przed każdym budynkiem stała piękna, ozdobiona ornamentami latarnia, w której zamiast żarówki, “zamontowana” była jakby magiczna kula, właściwie to lewitująca w powietrzu. Tak zapatrzona szła przed siebie, próbując pochłonąć wzrokiem wszystkie dekoracje tego bogatego miasta.Nim się spostrzegła, wąska uliczka zamieniła się w plac, na którym panował straszny gwar. To gdzieś tam z prawej starszy elf wykłócał się z drugim, stojącym za straganem o cenę jakiejś nadtłuczonej wazy, to zielarka przy małej, drewnianej budce wykrzykiwała, że zaprasza dziś na promocyjne testowanie ziół leczniczych.
Edytka wzięła głęboki oddech i spróbowała ogarnąć wzrokiem cały ten widok. Wszystkie stragany były ustawione jeden obok drugiego pod kamienicami zataczającymi wokół rynku koło. Po środku stała ogromna, bogato zdobiona, biała fontanna, dookoła której bawiły się rozbiegane, małe elfy. Jeden z nich usilnie próbował wyłowić złotą monetę leżącą na dnie, lecz tylko na próżno moczył sobie rękawy lnianej koszulki.
- Idziesz czy widoki podziwiasz?! - stara pomarszczona elfka syknęła w stronę Edytki, przepychając się koło niej z taczką zapełnioną po brzegi fioletowo-niebieskimi kwiatami - ludzie chcą swobodnie przejść! Święta krowa się znalazła... - mamrotała sobie jeszcze pod nosem, mijając bohaterkę.
Edytka już miała jej coś odpysknąć, lecz przeszkodziło jej w tym głośne i przeciągłe burczenie w brzuchu. Rozejrzała się dookoła czy nikt przypadkiem tego nie zauważył, po czym ruszyła przed siebie w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Mijała stragany jeden po drugim, jej wzrok szybko prześlizgiwał się przez biżuterię, antyki, zioła, aż w końcu zatrzymał się na suszonym pęcie kiełbasy przewieszonym przez sznurek rozwieszony na straganie. Edytka normalnie nie przepadała za tego typu jedzeniem, lecz jej żołądek teraz silnie ją przekonywał, że to jest najsmaczniejsza kiełbasa na świecie. Właściwie to zjadłaby teraz chyba wszystko.
- Podać coś? - sprzedawca zauważył Edytkę obwąchującą jego towar.
- Eee, tak! Kiełbasę - pokazała palcem - ile płacę? - spytała z drżeniem w głosie, wyciągając z kieszeni skórzanych spodenek garść złotych monet, które dostała od elfki.
- Dwa miedziane - rzekł staruszek, który był bardziej zasuszony od wiszących obok niego kiełbas, po czym wyciągnął oczekująco dłoń w jej stronę.
- A które są miedziane? - zapytała z wyrazem zakłopotania na twarzy.
- No, miedziane. Brązowe takie - starzec uniósł brwi.
- Ale ja mam tylko złote - Edytka podsunęła mu pod nos dłoń z pieniędzmi.
- Nooo... ee, taa, taak, to o te mi chodziło. Dwa takie - uśmiechnął się nieszczerze.
Stojący za bohaterką młody chłopak obserwował całą sytuację z ukosa. Lekko przecisnął się przez stojące przed nim osoby, i złapał dziewczynę za rękę.
- To są złote monety, nie daj się oszukać. Złota moneta to sto srebrnych monet. Srebrna moneta to sto miedzianych.
- Hę? - stęknęła ze znakiem zapytania na twarzy - jeszcze raz.
Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą, wyjął z kieszeni dwa miedziaki, po czym wręczył je starcowi.
- Bierz tą kiełbasę i uważaj na oszustów. Wszyscy chcą żerować na cudzej głu... na cudzym, no, nieobeznaniu - uśmiechnął się półgębkiem - żegnaj - machnął od niechcenia i odszedł, odrobinę żałując, że jej pomógł. Jakby ten starzec ją oszukał to by się może nauczyła... Chociaż... Na pewno jeszcze wiele razy ją spotka podobna sytuacja. Trzeba liczyć, że ten dobry uczynek kiedyś wróci do mnie.
Edytka odeszła na bok i przysiadła na schodkach jednej z kamienic. Wgryzła się w kiełbasę niczym głodne dziecko z Etiopii. To naprawdę była najsmaczniejsza kiełbasa jaką kiedykolwiek w życiu jadła. Pożarła ją więc całą nim się obejrzała a tłuste ręce wytarła o spodenki. I co ja mam teraz niby robić? - pomyślała najedzona wodząc wzrokiem po mijających ją ludziach.
- Hej, idziesz na szczury? - zawołał damski głos gdzieś blisko po jej lewej stronie. Edytka odwróciła się w stronę dźwięku żeby zobaczyć kto jest aż tak godny żeby jeść szczury i zorientowała się, że stojąca obok elfka wpatruje się w nią wyczekująco.
- Eee, mnie pytasz? - zapytała zaskoczona, trochę zbyt wysokim głosem.
- No tak, wyglądasz na niski lvl, szukam party.
Impreza? - przemknęło jej przez myśl - nie.. na pewno chodzi o coś innego.. ten sen... ten świat jest taki dziwny.. ludzie tak dziwnie...
- No idziesz? - zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
Edytka przyjrzała się jej uważnie. Była bardzo podobna do niej samej, nie do prawdziwej niej lecz tej z kałuży. Miała inne oczy a jej włosy były jaskrawozielone, spięte w kucyk z jednej strony głowy. Nawet ubrana była w bardzo podobne skórzane ubranie, tylko z mniejszymi śladami użytkowania.
- Idę - powiedziała wstając.
Dziewczyna skinęła głową i odwróciła się, przeciskając przez tłum w kierunku jednej z bocznych uliczek. Edytka ruszyła za nią. Nie była pewna czy dobrze robi podążając za tą dziewczyną i jednocześnie opuszczając miasto, ale nie wiedziała co innego miała by ze sobą zrobić.
Uliczka była równie bogato zdobiona co rynek. Na ścianach kamienic przymocowane były złote latarenki zdobione różnymi drogimi kamieniami, w których widniały nie zapalone świece. Gdy spojrzała w górę, zauważyła, że budynki wraz z wysokością bardzo się zmieniały. Wyżej rozrastały się niczym małe zamki z wieloma wieżyczkami.
- Kto tu mieszka? Bogata okolica...
Dziewczyna obróciła się i groźnie spojrzała na Edytkę, aż ta zamarła na chwilę.
- Bardzo ważni dla Elfiego króla ludzie - rzuciła oschle, po czym odwróciła się do niej plecami i kontynuowała wycieczkę przez miasto.
Edytka poczuła się nieswojo i wyczuła, że nie powinna drążyć tematu. Posłusznie ruszyła za dziewczyną, patrząc pod swoje nogi.
Po chwili marszu oraz przeciskaniu się przez tłum wieśniaków wymieszanych, jak mniemała Edytka, z wyżej postawionymi ludźmi sądząc po kosztowności ich ubioru ich oczom ukazał się wielki port. Edytka zatkała szybko nos, uderzona intensywnym odorem ryb i innych zwierząt morskich. Oślepiona słońcem, które wisiało teraz wysoko nad horyzontem zmrużyła oczy i powiodła wzrokiem po pomostach, przy których przycumowane były kutry rybackie, małe łodzie oraz olbrzymie statki, sprawiając, że poczuła się nagle tak malutka i zupełnie nieistotna. Gdy spojrzała w górę na maszty statków, zakręciło jej się w głowie i chwyciła się swojej świeżo poznanej towarzyszki aby nie upaść.
- A tobie co znowu?
- Nic, nic. Tak tylko, lęk wysokości - wymamrotała.
- Lęk wysokości? - prychnęła dziewczyna - jaja sobie robisz? Jak masz lagi to lepiej od razu się przyznaj. - powiedziała stanowczo z groźną miną mierząc w Edytkę palcem.
- Co? Nie! Nie mam! Coś Ty! - Zaprotestowała natychmiast.
Znała to słowo, lecz nie mogła sobie przypomnieć gdzie je słyszała. Wiedziała tylko, że to coś złego. Aaah, no tak! Jej brat cały swój wolny czas spędzał przed komputerem ze słuchawkami na uszach i Edytka niekiedy słyszała jak mówi, że ma lagi i wali pięścią w stół. To musiało być coś niedobrego.
- No ok, dobra - odpowiedziała a jej oblicze na powrót sie rozpogodziło - chodź Edycia, musimy zdążyć na statek.
Edytka złapała ją mocno za ramię i pociągnęła do tyłu.
- Skąd... - zaczęła zszokowana - skąd wiesz jak się nazywam?
Dziewczyna spojrzała na nią jak na idiotkę.
- No jak to? Przecież taki masz nick.
- No ale skąd to wiesz?
- Przeczytałam, masz go nad głową. A ty nie widzisz mojego?
Edytka spojrzała się w przestrzeń ponad głową dziewczyny uświadamiając sobie jakie to głupie - przecież napisy nie latają w powietrzu.
- Melindre. Mój nick to Melindre… - powiedziała niepewnie dziewczyna chcąc zakończyć tę krępującą sytuację - niesamowita grafika - dodała po chwili zdumiona - normalnie widać emocje na twarzy twojej postaci, nie spodziewałam się aż takiego poziomu. Jak oni to robią?
- Eee… przerażasz mnie... - powiedziała cicho Edytka z bardzo dziwną miną – jak... Co to w ogóle za kretyńskie pytanie? Przecież każdy człowiek ma mimikę twarzy.
Nie rozumiała czemu wszyscy wokół niej zachowują się tak dziwnie. Znalazła się w jakimś obcym świecie, w którym nawet ludzie są jacyś inni... I w dodatku traktują ją jakby była odmieńcem. Czując kompletny mętlik w głowie ruszyła za towarzyszką, która lawirowała w porcie między tłoczącymi się ludźmi śmierdzącymi rybami i potem. Nie wiem co gorsze… W końcu zatrzymały się przed niepozorną, małą łodzią. Wyglądała jak robione przez małe dzieci zabawki - łódeczki z połówki skorupki orzecha włoskiego, wykałaczki oraz kawałka papieru, z tym że ta była rozmiaru będącego w stanie pomieścić na oko czterech dorosłych ludzi. W czasie kiedy Melindre rozmawiała z właścicielem łódki, Edytka przysiadła na drewnianym, śliskim od wilgoci pomoście i przeciągnęła się mocno, aż coś jej chrupnęło w kościach. Po chwili dziewczyna przerwała konwersację i odwróciła w jej stronę z wyraźnie zasępioną miną. Usiadła obok niej spuszczając nogi do chłodnej wody.
- Strasznie drogo... masz jakąś kasę? Może jak złożymy do kupy to nam starczy.
- No coś tam mam... - odpowiedziała niepewnie Edytka i wysypała monety na dłoń.
Melindre bez zastanowienia wybrała odpowiednie monety.
- Powinnyśmy się podzielić po połowie - zaczęła lekko zmieszana - ale... wydałam prawie wszystko w mieście na kostur, oddam ci jak tylko się odbiję, obiecuję.
- Spoko - odpowiedziała - zostaw mi tylko na jedzenie.
- Używasz jedzenia? - spytała zaciekawiona - ja nigdy nie pamiętam o takich wspomagaczach. Tylko zapychają mi ekwipunek.
- Noo heloł! Przecież bym umarła z głodu! Dziś normalnie myślałam, że mój żołądek zacznie jeść mnie od środka, na szczęście znalazłam stragan z suszoną kiełbasą.
Melindre patrzyła się na nią z uniesioną jedną brwią.
- Dobre, dobre... Podziwiam cię za takie trzymanie się w roli, rzadko spotykane w ostatnich dniach... Miałam kiedyś takiego znajomego, lubiłam z nim grać, fajnie było się z nim wcielać w role, podchodził do tego bardzo poważnie - uśmiechnęła się wpatrując w monety rozsypane na dłoni - wstawaj, idziemy.
Podała chłopu pieniądze, sprawnie wskoczyła na łódkę i pomogła wejść Edytce. Usiadły opierając się plecami o burtę, tak aby nie przeszkadzać właścicielowi, który zajął stanowisko przy wiosłach i bez słowa ruszył. Woda wydawała miły, kojący dźwięk obijając się o łódkę. Edytka odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Delikatny wiaterek owiewał jej czoło łaskocząc twarz rozwianymi kosmykami jasnych włosów, a łódź kołysała delikatnie, aż zrobiło jej się niewiarygodnie błogo.
Kiedy otworzyła oczy była na łódce sama, a niebo było ciemne, rozświetlone jedynie gwiazdami rozsypanymi gęsto po niebie niczym brokat na sylwestrowej sukience. Zapatrzyła się w niebo oniemiała, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie jest jednak sama. Naprzeciwko niej siedziała dziewczyna, której, mogłaby przysiąc, jeszcze chwilę temu tam nie było. Miała na sobie obszerny, zdecydowanie za duży jak na nią płaszcz z kapturem, a jej twarz całkowicie ukryta była w jego mroku.
- Kim jesteś? - zapytała Edytka drżącym głosem, którego sama nie dała rady dosłyszeć.
Dziewczyna z jakiegoś nieznanego jej powodu wprawiała ją w niepokój.
- Przestań się okłamywać - warknęła zakapturzona dziewczyna z wyraźnym jadem w głosie.
- Co?... ale nie rozumiem... - odparła Edytka zakłopotana i przerażona jednocześnie.
- Nie bądź głupia - odparła tamta z irytacją - tak wcale nie jest łatwiej.
Gdy Edytka otworzyła usta aby jej odpowiedzieć, zerwała się ulewa, w łódkę trzasnął piorun a tajemnicza, zakapturzona postać kobiety zniknęła. Poczuła nagle szarpnięcie, jakby łódka uderzyła w coś ukrytego pod wodą, potem jeszcze raz, i jeszcze. Gdy poczuła kolejne szarpnięcie, zrobiło jej się ciemno przed oczami i chyba straciła przytomność.
- Żyjesz? - spytała Melindre kucając tuż obok - jesteśmy.
Edytka podparła się na rękach i podciągnęła się, siadając nieco prościej i wyżej. Potrząsnęła głową chcąc pozbyć się nieznośnego szumienia w uszach.
- Co to, kurna, miało być? - pisnęła - wsadziłaś mnie do jakiejś nawiedzonej łódki, a teraz mi szumi w uszach jakbym miała w nich wodę!
- Co? - odpowiedziała zdziwiona elfka - nieważne, nie mam czasu na te głupoty, mam jeszcze tylko pół godziny. Chodź.
- Pół godziny na co? - zapytała oszołomiona Edytka próbując wygramolić się z łódki.
- Na grę, niedomyślna kobieto - Melindre nie zwalniała kroku.
- Czekaj! - krzyknęła Edytka łapiąc ją mocno za rękę powyżej łokcia - Podaj mi nazwę!
- Jaką nazwę?! - żachnęła się tamta.
- Gry! Nazwę gry!


- Fawantarsy.